sobota, 11 stycznia 2014

{ Twofaced } R3: Onew (zbetowane przez: naleśnik)

Jak powinienem określić siebie? Nie byłem pewny tego, co się ze mną działo. Czułem niesamowitą ulgę. To tak, jakby ktoś zdjął ze mnie połowę mojego brzemienia. Ból nie doskwierał już tak jak wcześniej. Jednakże moja natura też się zmieniła. Sam zauważałem zmiany w swoim zachowaniu.
Wpatrywałem się obecnie w Baekhyuna, który na siłę próbował mnie karmić. Jęknąłem przeciągle, czując jak, nacisnął mi pałeczkami na gardło. Skorzystał z okazji i wepchnął mi jedzenie w usta. Warknąłem cicho.
- Ouch, ktoś tu ma zły humorek - zażartował. Obrażony jedynie odwróciłem wzrok i poprawiłem się na parapecie. Chciałem wstać, ale czułem się niesamowicie dziwnie, więc szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Powróciłem do obserwacji jedzącego Baekhyuna, Laya, Krisa i Tao. Jako jedyny nie jadłem.
W pewnym momencie poczułem na sobie czyjeś spojrzenie, więc zmieniłem pozycję tak, by ukradkiem sprawdzić kto to. Otworzyłem szeroko oczy i prawie nie spadłem z parapetu widząc, że to ten nieznajomy chłopak, którego pobiłem. Może szykuje zemstę? Nie wiedziałem. W mojej głowie toczyła się pierdolona wojna. Z jednej strony chciałem do niego podejść i krzyknąć “Co się kurwa gapisz, leszczu?”, a z drugiej zaś miałem ochotę wstać i uciec. Coś nie tak było z jego spojrzeniem. Zmieniło się. Nie było już taki przerażone i zagubione jak ostatnim razem. Teraz było władcze i zdeterminowane. Przełknąłem głośno ślinę i wróciłem do obserwacji chłopaków.
- Myślałem, że możemy się gdzieś wybrać na miasto - jęknął Lay, gdy Tao ponownie wykręcał się treningiem wushu. Kris spojrzał na młodszego i szturchnął go w ramię z uśmiechem zimnego gościa z miasta.
- Przecież treningi masz we czwartki, Pando. Pojedziemy do jakieś knajpki, będzie fajnie - Huang z ociąganiem przytaknął, na co Baek klasnął w dłonie.
- No to widzimy się u mnie w piątek po lekcjach. Dlaczego? Bo mieszkam najbliżej szkoły - powiedział, uśmiechając się szeroko, a ja wywróciłem oczami.

Wchodząc do sali, poczułem na sobie ciężkie spojrzenia. Ludzie z klasy nie przepadali za mną, a ja za nimi, więc w sumie to zdziwiłem się, że tak otwarcie okazują mi swoją niechęć. Usiadłem na swoim miejscu i z obojętnym nastawieniem wyjąłem słuchawki oraz telefon. Musiałem przesłuchać jeszcze raz piosenki, która odrywała mnie od rzeczywistości. Nacisnąłem play i wsłuchałem się w pierwsze nuty “Black Pearl”. Chciałem uciec, a ona mi pomagała. Nie czując wstydu podwinąłem dumnie rękawy koszuli. Pomimo szram, wciąż byłem groźny. Niczym rozwścieczony kocur. Chciałem, aby tak mnie postrzegali. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Dla niektórych wciąż byłem ummą, bez której nie dali by sobie rady. Obejrzałem się i natknąłem się na to pełne ciekawości spojrzenie. Pan
Nie-Wiem-Kim-Jesteś-Ale-Masz-Seksowne-Usta wlepił we mnie swój wzrok, jakbym był zwierzęciem w zoo. Dumnym, dzikim i jeszcze nieposkromionym lwem w klatce. Pokazałem mu delikatnie język i wróciłem do słuchania muzyki. Nie zauważyłem, kiedy wszedł do klasy nauczyciel. Do momentu, aż z uszu zostały mi wyszarpane słuchawki, spojrzałem wyzywająco przed siebie. Pan Suho…
- No, mój drogi, wiem, że mój przedmiot to muzyka, ale to nie pozwala ci słuchać na nim tandetnych piosenek - powiedział, uśmiechając się ciepło. Ten człowiek był niesamowity. Z szerokim i grzecznym uśmiechem na ustach był w stanie powiedzieć ci najgorsze rzeczy. Uwielbiał dawać kary i ja doskonale o tym wiedziałem.
- Powinienem Ci dać karę… - Mówiłem? Poprawiłem się i schowałem telefon wraz ze słuchawkami. Pewnie da mi coś w stylu ścierania tablicy przez najbliższy miesiąc i…
- No to mam idealną karę dla Ciebie! W przyszłym miesiącu w szkole jest organizowany konkurs talentów, a w klasie są dwie osoby, które chciałbym wystawić - powiedział. Pieprz się, Suho. Nie zaśpiewam przed całą szkołą.
- Ty i pan Kim Jongin - stwierdził. Rozejrzałem się po klasie, napotykając niezbyt zachwycone spojrzenie chłopaka. Uczniowie klepali chłopaka po plecach mówiąc głośno jak mu współczują współpracy z kimś tak brutalnym i głupim jak ja. Heh, Ci ludzie… gdyby wiedzieli jak bardzo się mylą. Zrezygnowany wróciłem do słuchania nauczyciela. Do końca dnia raczej nie było niespodzianek.

- Martwię się - Baekhyun poklepał mnie po plecach, jednakże nie był chętny, aby wytłumaczyć mi dlaczego się martwi. Poczułem jak jego drobne ramiona oplatają się wokół mojej szyi. Poczułem ból psychiczny, związany z jego dotykiem. Aish, pali. Nie toleruję dotyku i on doskonale o tym wiedział, jednak były momenty, w których nie mógł się powstrzymać. Syknąłem z bólu.
- Przepraszam, zapomniałem - puścił mnie i wrócił do opierania się o szafkę.
- Nic się nie stało, Baekkie. U takich chujów jak ty to normalne - burknąłem. Chłopak zaśmiał się serdecznie i posłał mi ciepły uśmiech. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia ze szkoły.
- Wpakowałem się w jedno wielkie gówno, umma - powiedział, kręcąc głową i nie dowierzając swojej własnej głupocie, a ja prychnąłem.
- Jakie niby kłopoty, dzieciaku? - zapytałem. Baek ucichł.
Gdy znaleźliśmy się na boisku szkolnym, świat przestał dla mnie istnieć. Wewnętrzny ból rozsadził moją pierś, głowa jakby nie była przytwierdzona do ciała, a ono płynęło w wodzie. Złapałem się za głowę. Poczułem, że mi nie dobrze. Ta twarz, która zniszczyła mi życie. Ta osoba, która zepchnęła mnie z krawędzi rozpaczy do agonii i szaleństwa. Ten człowiek, który pokazał mi światło nocnego miasta, zamykając pierdolone drzwi do światła dziennego. Tamten ból to ballada w porównaniu z tym, co poczułem w tamtej chwili.
Krzyknąłem i zacząłem biec tak szybko jak tylko byłem w stanie. Słyszałem za sobą krzyki Baekhyuna, który usilnie próbował mnie dogonić. Nie starałem się zwolnić, dodałem tępa. Nie czułem zmęczenia, adrenalina mi podskoczyła. Nie krzyczałem, po prostu biegłem. Prawie, że płynąłem w powietrzu. Chciałem utonąć. Niczym wariat wleciałem do najbliższego sklepu, czekając, aż Byun mnie dogoni. Gdy tylko dotarł do sklepu złapałem go za ramię i roztrzęsiony wciągnąłem do środka. Wyglądałem jak ćpun na odwyku i tak właśnie się czułem. Kurwa, a było tak kurwa dobrze. Nie! Ten popierdoleniec musiał to spieprzyć. Ja pierdolę, nie wierzę. Oddam świat za żyletkę.
Baekhyun przytulił mnie mocno do siebie i głaskach moją głowę. Pozwolił mi płakać. Pozwolił nam upaść i płakać. Tylko tego potrzebowałem.

Do domu wróciłem około godziny dwudziestej trzeciej, więc zamiast zatroskanego “Gdzie byłeś synku?” odpowiedziała mi głucha cisza. To nawet lepiej ze względu na mój wygląd. Podpuchnięte oczy, usta zagryzione do krwi. Wyglądałem, jakbym się z kimś bił. Nie chciałem pokazywać im się w takim stanie.
Skierowałem się do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi do pokoju.
Dalej, kurwa, dasz radę.
Sięgnąłem po żyletkę, leżącą na mojej szafce nocnej.

Jesteś pierdolonym skurwielem, nie zasługujesz na życie.

Ostatkami trzeźwego umysłu dopuściłem myśl o zdjęciu bluzki. Chwilę potem leżała na ziemi.

Jesteś niczym. Jesteś tylko pierdolonym śmieciem wśród lśniących ludzi.

Zimne ostrze zetknęło się z moją skórą na brzuchu.

Ty jebane ścierwo, zrób to! I tak nikomu na tobie nie zależy.

Próbowałem opanować silne drżenie ręki i pociągnąłem szybko, starając się nie krzyczeć. Ciepła krew spłynęła po mojej lodowatej skórze.

To za mało. Za mało dla takiego pierdolonego chuja.

Kolejny raz pociągnąłem żyletką, tworząc ogromny X na moim boku.

Jak ja w ogóle śmiem się pokazywać ludziom? Jestem tylko pieprzonym gównem. Kurwa, dlaczego ja?! Kim ja jestem?! Dlaczego istnieje?!

Ciąłem się coraz intensywniej, hamując łzy. W końcu cisnąłem żyletką przed siebie i rozpocząłem bicie się pięściami po nogach, brzuchu i głowie. Gdy to nie dało zamierzonego efektu rozpocząłem rzucanie się na chropowate ściany. W spokoju zostawiłem tylko twarz. Tylko ją.
Zmęczony opadłem na podłogę i pozwoliłem swojemu ciału się uspokoić. Nie miałem nawet siły przyjrzeć się efektowi mojego ataku, więc zasnąłem.

Rano podszedłem do swojego lustra, przyglądając się ranom. Miałem nieodpartą ochotę, aby je polizać i spróbować własnej krwi. To był taki mój rytuał. Jednakże nie dane mi było go wykonać z powodu umiejscowienia ran. Westchnąłem i zacząłem szykować się do szkoły.

Tao wpatrywał się we mnie badawczym wzrokiem. Chciałem po prostu podejść do szafki, jednakże ten walnął mną o nią i silnym szarpnięciem podniósł moją koszulę. Przejechał po lekko zabliźnionych ranach i włożył zakrwawiony palec do ust.
- Cholera, umma, są świeże. Co się stało? - zapytał. Ah, kurna, ten dzieciak jest dla mnie za silny. Westchnąłem ciężko i schowałem koszulę z powrotem w spodnie.
- Nic - burknąłem i skierowałem się w stronę klasy. Tao mocnym szarpnięciem powstrzymał mnie, znów przygniatając do szafki. Uderzył w jedną swoją pięścią, zostawiając na niej delikatne wgniecenie.
- Umma, wiesz doskonale, że byłem tam wtedy. Mnie nie musisz się obawiać. Mnie nie musisz się wstydzić. Jeśli ten dupek znów Cię skrzywdził… Ja mu nie podaruję - powiedział, powstrzymując łzy i odszedł. Sam ledwo sobie z tym radziłem, to jak miałem w to pakować takiego gnojka jak Huang? Nie chciałem nawet o tym myśleć.
Zrezygnowany udałem się w stronę klasy. Czułem na sobie te drwiące spojrzenia i nieme wyzwiska. Czy żyłem w iluzji? Usłyszałem tą piosenkę. Słowa nie był ważne. I… See the lights. Ta piosenka niszczyła mi psychikę. Dzięki niej odpływałem. Mimowolnie udałem się za wyimaginowanym dźwiękiem i wparowałem do klasy, widząc kartkę na swojej ławce.

Znam twoją przeszłość.

Zadrżałem, lecz twarz szybko mi stężała. Rzuciłem agresywnie plecak i usadowiłem się na krześle. To jest, kurwa, jakiś żart! Oni wszyscy wracają jak bumerang. Chciałem uciec. Chciałem biec tak jak wczoraj. Chciałem zanurzyć się w tym rytmie. Chciałem śpiewać. Śpiewaj. Uciekaj. Krzycz. To moja pierdolona wojna. Nie przegram z marionetkami popieprzonego systemu. Jestem żołnierzem przyszłości. Jestem wyzwolony. Jestem, prawda?
Do klasy wkroczył beztrosko Jongin. Powitał wszystkich z uśmiechem, po czym zwrócił swój wzrok na mnie i drgnął. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale czułem jego ukradkowe spojrzenia. Czego on mógł chcieć?

Po lekcjach grupą poszliśmy do Baekhyuna. Tao zręcznie unikał tego, co stało się tego ranka, a ja jakoś nie chciałem, aby wyszło na światło dzienne to, że dostałem ataku dzień wcześniej. Rozejrzałem się po ich twarzach. Dziękowałem im za nieroztrząsanie tematu. Potrzebowałem tego. Wiedziałem, że jestem tylko ciężarem. Właśnie… Powoli zacząłem zwalniać, idąc coraz ciszej i modląc się, aby nikt mnie nie usłyszał. Gdy byłem dostatecznie daleko, odwróciłem się i odszedłem. Tak jak podejrzewałem, nikt nie zauważył.

Po piętnastominutowym spacerze wpadłem na przystojnego mężczyznę. Uprzejmie go przeprosiłem, jednakże on złapał mnie za rękę i powiedział.
- Słuchaj, dzieciaku, czy mogę ci się wygadać? - spojrzałem na niego jak na kretyna, ale doskonale wiedziałem, że łatwiej wypowiedzieć wszystko to, co się czuję komuś, kogo się kompletnie nie zna, niż przyjaciołom. Z pokerową twarzą przytaknąłem, wyjmując słuchawki z uszu. Zaprosił mnie na kawę i powiedział, że nazywa się Lee Jinki.  Kazał mi nazywać się Onew. Był wysoki, miał brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Jego głos był… mleczny. Działał kojąco na moje nerwy.
Spędziliśmy na kawie dobre dwie godziny, a ja dowiedziałem się o nim naprawdę dużo. Pod koniec naszego spotkania wręczył mi swój numer telefonu, mówiąc, że mam się odezwać, jak trafię do domu.
Z kafejki od razu skierowałem się do mieszkania Baekhyuna.
Zapukałem. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, a ja zostałem wciągnięty do pomieszczenia i przyciśnięty do ściany przez parę wielkich rąk.
- GDZIEŚ TY, DO CHOLERY, ZNIKNĄŁ?! - wydarł się Tao, gdy Baekhyun zamykał drzwi. Wpatrywałem się w niego tępo. Muszę ich w końcu od siebie odsunąć. Nie chciałem ich ranić. Uśmiechnąłem się drwiąco.
- W ciekawsze miejsce niż jakaś zasrana restauracja na, którą mnie nie stać - To nie tak, Tao. Nie słuchaj mnie, wiesz, że kłamię. Widziałem ból w jego oczach.
- O czym ty mówisz u… - przerwałem mu, czując, że uścisk na kurtce zelżał.
- Nie nazywaj mnie swoją, kurwa, ummą, bo nią nie jestem! - wrzasnąłem i wyrwałem mu się. Chwilę potem dostałem swoim plecakiem po twarzy, prawdopodobnie od Laya.
Wyszedłem “wściekły” i podążyłem w stronę swojego domu. Nie. Nie chciałem wracać. Nie dzisiaj. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem pod podany numer.
- Onew? Zrobiłem coś głupiego - rozpłakałem się.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

{ Two faced } 2: Impreza

Tydzień zleciał mi szybko. Nie wchodziłem w większe interakcje z panem mam-seksowny-tyłek-ale-na-sto-procent-nie-jestem-gejem. Co prawda, przyłapywałem go na gapieniu się na mnie w ten pogardliwy i zawistny sposób, ale nic więcej. Raz nawet na niego wpadłem, stwierdzając z przyjemnością w duchu, że ma całkiem niezłe wyposażenie. Stałem w różowym fartuchu mojej matki nad piekarnikiem i czekałem na ciastka. Nie wiedząc, czy preferencje co do słodyczy nie zmieniły im się od wakacji, zrobiłem czekoladowe babeczki. Stwierdziłem, że to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Mój młodszy o rok brat wychodził właśnie na zajęcia taneczne, więc pomachałem mu ręką i powiedziałem, że klucze będzie miał pod wycieraczką, bo ja wychodzę. Młodszy kiwnął tylko głową dając mi do zrozumienia, iż przyjął to wiadomości. Chwilę później usłyszałem charakterystyczny trzask i śmiechy z korytarza. Westchnąłem ciężko i wyjąłem swoje wypieki z piekarnika. Jedną czwartą położyłem na blacie, aby rodzeństwo i rodzice nie narzekali, że nie zostawiłem im swoich specjałów. Jako, że chciałem wyglądać jak człowiek, a znając Laya na imprezie będzie dużo więcej ludzi, niż nasza piątka, to wyciągnąłem z szafy swoje ukochane, granatowe rurki. Opinały mi tyłek, ale no cóż. Na dnie zauważyłem swój biały V-neck z napisem “ Good Bad Boy “, więc chwyciłem go, przy okazji wyjmując swój brązowy pasek. Kiedyś na urodziny dostałem od Krisa air-maxy, bo jak stwierdził, nie wiedział co mi kupić. Prawda była taka, że cały czas nadawałem o jednym modelu, ale byłem zbyt biedny, by go kupić. Podjąłem się nawet pracy dorywczej i wytrzymałem w niej aż trzy miesiące. Jednakże, moje plany w piękny sposób zmienił Wu, za co do dzisiaj jestem mu wdzięczny, bo kasę wydałem na zakupy. Stanąłem przed lustrem i ułożyłem dokładnie włosy. Użyłem swojego ukochanego Axe czekoladowego i stwierdziłem, że jestem gotowy. Wziąłem podręczny plecak i wpakowałem do niego piżamę, ciuchy na zmianę oraz swojego pluszaka. Tak spałem z pluszakiem. W sumie, to co w tym złego? No nic.

Dochodząc do domu Laya usłyszałem głośną muzykę. A więc jednak się nie myliłem co do liczby osób. Nie pukając, wszedłem do środka i pierwsze co zrobiłem, to poszedłem na górę, chowając w jego pokoju ciastka i własne rzeczy. Wpadłem na Baekhyuna, który przyszedł chwilę przede mną. Jego wygląd naprawdę przyciągał wzrok i sprawiał, że ten dzieciak wyglądał bardzo seksownie.. Pokręciłem głową do swoich myśli i zszedłem na dół przywitać się z właścicielem domu. Lay bawił się w najlepsze na samym środku parkietu, obściskując się z jakąś ładną dziewczyną. Wzruszyłem ramionami i wziąłem ze stolika jedną z butelek wódki. Nie planowałem się ograniczać, chciałem zapomnieć. Ból w mojej klatce piersiowej zwiększał się z każdym łykiem. Nie chciałem tego. Tylu ludziom musiałem spieprzyć życie. Tyle razy musiałem po prostu coś spierdolić. Na to nie było rady, mogłem jedynie udawać, że nie mam o niczym pojęcia. Ale każda osoba jaką uderzyłem, przezwałem czy zrobiłem cokolwiek innego zasługiwała na litość, a ja jej nie okazywałem, tak jak nie okazano mi jej tamtego dnia. Lekko zraniony zauważyłem, że butelka jest już pusta. Moje gardło cholernie paliło, a w głowie poczułem pierwsze zawroty. Kątem oka dostrzegłem pana mam-seksowny-tyłek-ale-na-osiemdziesiąt-procent-nie-jestem-gejem-chociaż-mój-strój-wskazuje-na-co-innego. Cholera, nadawałem mu coraz to dłuższe ksywki. Zignorowałem go i sięgnąłem po butelkę z Jackiem Danielsem. Hej, Jack, może ty mnie przelecisz tej nocy? pomyślałem, sącząc alkohol z butelki. Poczułem na sobie współczujące spojrzenia. Wkurwiło mnie to, więc każda osoba, która wpatrywała się we mnie jak sroka w gnat, natychmiast odwracała wzrok. Właściwie ich rozumiałem. Lay zaprosił mnie na imprezę, co mogło skutkować jego towarzyskim samobójstwem. Chociaż nie znałem tych ludzi, to wiedziałem, że większość ludzi zna Jjonga i kiedyś dostało tego pieprzonego sms’a z tym zdjęciem. Lekko się chwiejąc, usiadłem w “zacisznym” kącie w domu, skulony do pozycji embrionalnej i przyciskałem do siebie butelkę z trunkiem. Chwilę potem dosiadł się do mnie ten chłopak. Musiał być nieźle wstawiony, bo próbował być dla mnie miły. Ale i tak ostatecznie nazwał mnie dupkiem. Z jego wywodu zrozumiałem, że ma na imię Kai oraz ma chorą psychicznie siostre, którą kocha i boi się o nią. Czarnowłosy gadał bez opamiętania, po pewnym czasie zamykając się oraz najwyraźniej czekając na historię mojego życia. Język rozwiązał mi się natychmiast, co mnie niesamowicie zdziwiło, bo nigdy nie opowiadałem nikomu tego, co mi się przytrafiło. Oczywiście musiałem się rozpłakać. Nawet nie wiem kiedy znalazłem się  na kolanach Kai'a, wtulony w jego tors i uspokojany przez jego głaskanie. Nie pamiętam momentu, w którym znaleźliśmy się zamknięci na klucz w pokoju gościnnym na piętrze. Chłopak przycisnął mnie do ściany, przeklinajac cicho moje spodnie. Poczułem jego usta na swoich, a następnie jego kolano między moimi nogami. Jęknąłem cicho, otwierając usta, z czego tamten skorzystał. Nieśmiało trzymałem go za ramiona i pozwalałem jego dłoniom wędrować pod moją koszulką. Gdy jego noga wywarła większe parcie na moje krocze, odchyliłem głowe, dając mu dostęp do swojej szyi. Niechciane rumieńce wpełzły na moją twarz. Poczułem, jak Kai odrywa się od mojej szyi i chwile mi się przygląda.
- P-piękny - powiedział lekko już zachrypniętym głosem. Nie tak jak ty, skomentowałem to w myślach. Kai pozbył się mojej koszulki i rozpoczął gryzienie moich obojczyków oraz gładzenie boków dłońmi. Nie chcąc być biernym, pozbawiłem go górnej części garderoby. Sapnąłem. Zaawansował na sam szczyt mojej listy facetów, z którymi chciałem się przespać. Pomijając fakt, że on wcześniej na niej nawet nie widniał. Jęknąłem przeciągle, gdy złapał mnie przez materiał spodni za..
- Ahh... nghh... przestań - jęknąłem. Kai stał się bardziej zachłanny, a ja nie rozumiałem w ogóle dlaczego. W moim mniemaniu widział mnie jako dziwkę, więc posłusznie spuściłem głowę i dałem się chwilę później ciągnąć w stronę łóżka. Ręką popchnął mnie na bardzo wygodne łóżko i zjechał dłonią z mojej klaty do mojego rozporka.
- Chcę, żebyś choć raz poczuł się dobrze - powiedział ochrypłym głosem, ściągając ze mnie spodnie i bokserki. Leżałem na boku i zasłaniałem swojego penisa.
- Wierzę ci - zaskomlałem zarumieniony. Chłopak zrzucił ciuchy i zmienił moją pozycje, kładąc mnie na plecach i rozkładając mi lekko nogi. Położył się na mnie ocierając swoim przyrodzeniem o moje. Stęknąłem cicho. Jego usta znów całowały moje. Złapałem go za kark i przyciągnąłem jego ciało mocniej do siebie. Objął dłonią mojego członka i zaczął pompować. Myślałem, że zdechnę, więc wiłem się pod nim i jęczałem. Gdy byłem bliski on zabrał rękę i zsunął swoje bokserki. Rozszerzył mi nogi, a jedną z nich przerzucił sobie przez ramię, aby mieć lepszy dostęp do mojego wejścia. Zażenowany ukryłem twarz w dłoniach. Cholera, ten idiota ryje mi psychikę. Zabije go. Nie, zabije siebie. Boże, co ja wyprawiam. Poczułem, jak palcem zbiera sączący się ze mnie ejakulat i okrężnymi ruchami masuje mi wejście. Zawstydzony jeszcze bardziej odwróciłem twarz. Kai zachichotał.
- Co Cię tak… nghah… bawi...ahhh.. kretynie - wystękałęm zachrypniętym głosem. Kai wsadził we mnie jeden palec i posłusznie czekał, aż się przyzwyczaję. Gdy poczuł, że to ten moment, zaczął nim ruszczać, imitując pchnięcia. Jęczałem cicho. Chwilę potem dołożył drugiego . Patrzył na mnie.  Poczułem się cholernie źle, kiedy wyjął ze mnie swoje palceje ze mnie. Nie chciałem tego. Podświadomie wypiąłem biodra do przodu. Cholera, moje ciało pragnęło więcej. Czy on wie jakie to cholerne uczucie podchodzących do lotu motyli, gorąca i otępienia jest irytujące? Ale wciąż potrzebuję więcej. Kai zaśmiał się i zebrał ręką ejakulat z mojego penisa, po czym wtarł we własnego. Rozchylił moje pośladki i po czułem go przy wejściu. Zadrżałem. Zapomniałem jak się oddycha, gdy wszedł we mnie. Ten cholerny…
- Anghhh…K-Kai…-wyjęczałem na głos, nie zdając sobie z tego sprawy. Przyłożyłem palce do ust. On się we mnie poruszał. Cholera. Cholera. Nie potrafiłem już kontrolować wydobywających się ze mnie dźwięków. Próbowałem zagryzać i ssać palce, co miało skutek odwrotny, bo tylko podniecaliśmy się bardziej. Kai złapał moją rękę i ją pocałował, po czym bez zbędnych ceregieli brutalnie mnie pocałował. Koniec końców, doszedłem, a on zaraz za mną. Kiedy wypełniło mnie ciepło, wiedziałem, że to był on. Alkohol zrobił swoje i potem zasnąłem.

Rano obudził mnie Lay. Cholera, łeb bolał mnie tak, że chciałem krzyczeć. Jak ja się, do chuja pana, znalazłem w tym pokoju? W piżamie? Spróbowałem wstać, co zakończyło się cholernym bólem tyłka.
- Jak ja się tu znalazłem? - zapytałem, chwiejnie idąc w stronę łazienki. Lay poklepał mnie po plecach.
- Zalałeś się w trzy dupy. Kai Cię znalazł i położył spać - pytająco spojrzałem na swoją piżamę, ale to już przemilczeliśmy.  Cały weekend spędziliśmy na oglądaniu filmów i jedzeniu moich ciastek. Baekkie zaproponował mi swojego kumpla jako korepetytora z matmy, bo jak stwierdził, sam nie nadrobie dwóch miesięcy.
- No i co w związku z tym? Dobry jest jakiś? - Chłopcy spojrzeli po sobie. Kris puknął mnie w czoło jakbym urwał się z choinki i paradował po domu Lay'a zakryty samym łańcuchem choinkowym. Spojrzałem na nich pytająco.
- I ty uczęszczasz do naszej szkoły drugi rok? Kim Jongin jest zawsze w pierwszej piątce na egzaminach - burknął. Boże, nic mi nie mówiło to nazwisko. Dla mnie to tylko jakiś kujon.
Westchnąłem głośno i wróciłem do pałaszowania ciastek.
--------------

Zbetowane przez: Shensheu <3
GAMSAHAMNIDA OPPA! ~

niedziela, 29 grudnia 2013

{ Two faced } PLAKAT

SHENSHEU
Dziękuję Ci kochanie za plakat do tego ficzka! Aż go sobie wydrukuję i powiesze na ścianę na pamiątkę!


{ Two faced} 1: Koszmar rozpoczął się tu i teraz

    Witam. No naczekaliście się, nie powiem, że nie. Postanowiłąm doprowadzić was do płaczu (BUAHAHAHAHAHA), jako zła i okrutna kobieta. Rozdział dedykuję magnetostrykcji, która pogania mnie z pisaniem i zmusza do ślęczenia nad kompem. Dziękuję naleśnikowi, która cierpliwie betuje ten shit, który tworzę. Kocham Cię naleśniczku <3

    Całe moje życie to jeden wielki syf. Kiedyś było tak pięknie. Wiecie, miałem psa. Był słodki i cholera, kochałem go jak brata. Nie dane mi było długo nim się cieszyć, bo dzieciaki z sąsiedztwa, którym przeszkadzał status społeczny mojej rodziny, obcięły mu ogon i pobiły na śmierć. Następnego dnia ten feralny ogon wisiał nad moimi drzwiami.

    Parę lat później odkryłem, że jestem gejem. Nie maluję się, nie noszę różowych spodni, ogólnie to bardziej pragnę być pierdolonym przez jakiegoś zręcznego penisa niż cackać się z jakąś panną, której w obrzydliwy sposób latają cycki. Ogólnie nie odstawałem do czasu, aż nie popełniłem największego błędu mojego życia. W drugiej klasie gimnazjum zakochałem się w szkolnej gwieździe - Kim Jonghyunie.

    Zaczęło się niewinnie - rozmawiałem z nim, bo obydwoje kochaliśmy śpiewać, grałem z nim w kosza i uczęszczałem na większość zajęć. Kiedy już byłem całkowicie pewny, że on odwzajemnia moje uczucia, wyznałem mu to, czego od razu pożałowałem. Informacja o tym, że jestem homo, rozniosła się szybciej niż cynk na nową wyprzedaż wśród zakupoholiczek. Już na następnej przerwie miałem spuszczony łeb w kiblu, a moja ławka przestała istnieć. Szafka była zamazana tekstami typu: “Homo, lubi w dupę” albo “Obciągniesz mi, kutasiarzu?”. Bardzo podobne teksty leciały w moją stronę codziennie, praktycznie co pięć minut.

    Miałem grupkę przyjaciół, którzy pomimo moich usilnym próśb, nadal się ze mną zadawali, jednakże po cichaczu. Taki był warunek.

    Pewnego wieczora, to było jakoś miesiąc przed zakończeniem drugiej klasy, Tao spóźnił się z odebraniem mnie z zajęć wokalnych, co w sumie mnie nie zdziwiło, bo wyjątkowo kończyły się dwadzieścia minut wcześniej. Pierwszą napotkaną przeze mnie osobą był wysoki, czarnowłosy chłopak, na którego Jjong wołał zazwyczaj Sehun. Ten dzieciak o pokerowej twarzy zawsze mnie przerażał, a jego słowa zawsze, ale to zawsze przesycone były jadem. Być może tylko ja tak to odbierałem.

    Pamiętam, że zaczęło się od słownych zaczepek, a potem krótkiego telefonu. Sehun stwierdził do słuchawki, iż znalazł dziwkę, która najprawdopodobniej byłem ja. O ironio, wtedy byłem jeszcze prawiczkiem! Po dwóch lub trzech minutach swoją obecnością zaszczyciła mnie cała świta Jonghyuna, a mianowicie: Minho, Onew i jeszcze dwóch, których nie znałem. Początkowo próbowałem się stawiać, jednakże oni wszyscy przeciw mnie jednemu… szanse miałem marne. Najgorzej było jak mnie pobili. Potem już ledwo kontaktowałem, ale czułem jak byłem rozbierany, a potem gwałcony. Ten przeszywający ból tyłka i gardła oraz wstyd, gdy zauważyłem w oddali sylwetkę Tao. Nie chciałem, żeby mnie takiego oglądał, więc resztką sił kazałem mu uciekać. On jedynie się we mnie wpatrywał ze łzami w oczach. Boże, ten o rok młodszy ode mnie dzieciak nie miał prawa oglądać takich rzeczy! Wtedy właśnie się rozpłakałem. Wtedy w końcu zacząłem się rzucać. Co z tego, że robiłem sobie większą krzywdę, skoro na siłę chciałem się uwolnić? Jjong doszedł mi na twarz. Tyle pamiętam. Chyba zrobili mi zdjęcie, bo Tao się na nich rzucił. W następnej chwili byłem nieprzytomny.

    Po całej tej akcji nie pojawiłem się w szkole do zakończenia. Na nim w sumie też mnie nie było. Tao poznał mnie z Krisem, synem przyjaciół państwa Huang. Był ode mnie o rok starszy, ale dużo wyższy, a z jego oczu bił taki spokój. Moje zachowanie przy chłopakach nie zmieniło się wcale a wcale. No może czasem się zawieszałem, ale kurwa mać, zostałem zgwałcony, chyba mam prawo się trochę nad sobą poużalać, co?

    W trzeciej klasie gimnazjum zamieniłem się w potwora. Nie wiedziałem skąd biorę siłę, aby bić tych wszystkich ludzi, który krzywdzili Tao, albo mnie. Młodzież mnie unikała, a nawet biła pokłony. Nawet Jjong odpuścił, ale nie pobiłem go. Jebany, sentymentalny skurwiel. Powinienem mu przyjebać równo w tę krzywą gębę. Mój brat cioteczny, Lee Taemin, wiedząc o całym zajściu, poszedł bez mojej wiedzy mu nawrzucać. Kilka miesięcy później był z tym całym Minho, płaszcząc się pode mną, iż nie miał wyboru. Zbyłem go. Dla mnie przegrał.

    Tamtego dnia poznałem YuMi. Stała zapłakana na środku parku, posiniaczona i smutna. To dziwne, że ludzie dookoła ignorowali jej stan. Wkurwiłem się. Oczywiście jak na ummę przystało, przygarnąłem ją i zadbałem o nią, wysyłając cynk policji, że znalazłem jakąś uciekinierkę. Po paru miesiącach czasami wpadałem do niej i bardzo się zaprzyjaźniliśmy.




    A teraz… jestem w jebanej drugiej klasie liceum i drugi miesiąc nie było mnie w szkole.

    Leżałem na łóżku, walcząc z samym sobą. Miałem do wyboru, albo zaliczyć semestr i mieć z głowy cały świat, albo przespać i wylecieć z domu. W sumie to lubiłem swoje łóżko, więc niechętnie ruszyłem z niego tyłek, co skutkowało lekkim skrzypnięciem. Dziękowałem rodzicom za oddzielny pokój. No cóż, jestem najstarszy z szóstki dzieci, więc chyba należy mi się trochę szacunku.

    Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu czystych bokserek i spodni od mundurka. Jak zwykle oczywiście WSZYSTKO za duże, bo pierdolony i dumny Do Kyungsoo nie ma zamiaru jeść. HAHAHA. Przewróciłem oczami i trzymając spodnie, ruszyłem do szuflady, szukając paska. Odsuwając trzecią i ostatnią szufladę, znalazłem to, czego szukałem. Niechętnie ubrałem się z wizją dzisiejszego nudnego i szarego dnia. Westchnąłem cicho i spojrzałem w stronę okna. Padał śnieg. Słodko.

    Zirytowany całym światem, szerokim łukiem ominąłem kuchnię i wyszedłem z domu bez śniadania. Kogo obchodziło to czy jadłem? Mnie na pewno nie.

    Idąc przed siebie, analizowałem sytuację, w której się znalazłem i podsumowałem to statusem lepiej-być-kurwa-nie-mogło. Nie widziałem chłopaków od dwóch miesięcy. W bardzo skuteczny sposób ignorowałem ich telefony i sms’y. Jeszcze skuteczniej unikałem ich samych. To nie tak, że na siłę wymuszałem dystans, ale byłem w tak beznadziejnym stanie, że nie nadawałem się na wystawienie w miejscu publicznym. No bo bądźmy szczerzy…. mam poharatane uda i ręce. Kilka blizn jest też na brzuchu. Oczy mam opuchnięte i przekrwione. Na kilometr widać, że albo płakałem, albo się z kimś biłem. Schudłem dziesięć kg przez dwa miesiące i wszystko było, o zgrozo, zamierzone. Moi rodzice nie mieli czasu, aby zwrócić uwagę na takie pierdoły jak depresja endogenna ich najstarszego syna. Cóż, nie należymy do bogatych i dopiero od niedawna sklep ojca przynosi jakieś korzyści. Jednakże to wciąż za mało. Sapnąłem, chowając się głębiej we własnym szaliku. Jebany śnieg. Jebana zaspa. Jak na zawołanie w nią wpadłem. Burknąłem pod nosem parę przekleństw i ruszyłem w stronę szkoły.




    Szkoła jak szkoła, wieje nudą i wciąż dziwię się, że dzieciaki nie uciekają przez okna. Uważam, że edukacja jest ważna, ale z dzisiejszym systemem zamiast motywować do nauki, rząd skutecznie nas od niej odstrasza.

    Zmieniłem buty i obejrzałem swoją szafkę. Oczywiście wyleciała na mnie uprzednio lawina karteczek z tekstami dnia Park Chanyeola. Nie znałem faceta, ale był upierdliwy. Chociaż w sumie i pomysłowy, bo nie zauważyłem dubletów, wywalając ten shit do śmietnika.

    Skierowałem się w stronę swojej klasy. Nie, nie miałem zamiaru pozbyć się kurtki. Szkoła oszczędzała na ogrzewaniu ,więc pizgało złem, a klasa, w której byłem, była najchłodniejsza. Bez zbędnych ceregieli usiadłem na swoim ukochanym miejscu, nawet nie sprawdzając czy ktoś tu siedzi. Kątem oka zauważyłem tabliczkę z imieniem, lecz zignorowałem ten fakt i wróciłem do swoich skołatanych myśli. Chciałem płakać. Chciałem się pociąć. Chciałem oszaleć. Aish, cholerna szkoła. Chciałem do domu.

    Niespodziewanie poczułem rękę na swoim ramieniu, ale zignorowałem fakt, że ktoś bardzo marzy o samobójstwie. Ściągnąłem brwi w grymasie niezadowolenia, gdy właściciel ręki szarpnął mnie, zmuszając do siadu.

- Czego? - warknąłem groźnie. Jezu, czy mój głos musiał brzmieć tak agresywnie? Nie interesują mnie zaczepki w tym feralnym dniu. Chłopak o pełnych ustach skrzywił się, słysząc ton mojego głosu.

- To moje miejsce. - powiedział niepewnie, a ja posłałem mu pogardliwe spojrzenie. Rzuciłem mu wyzwanie samym spojrzeniem.

- I…? - prowokowałem, wiedziałem, że to skończy się bójką. Czasami sam mam ochotę sobie dokopać, serio. Uścisk na moim ramieniu stał się silniejszy. Chłopak mocno szarpnął, przez co wstałem. Rozbawiony wpatrywałem mu się w oczy. Dupek jest seksowny. Tak, bo Kyungsoo w takich momentach myśli o tym jak przelecieć swojego przeciwnika. Dopisać do pamiętnika: dokopać sobie w domu.

- Chciałbym tu usiąść, bo to MOJE miejsce i są tu MOJE rzeczy. - nadmienił, na co ja jednym ruchem ręki zrzuciłem wszystko z ławki. Chłopak zdziwiony wpatrywał się to we mnie, to w swoje rzeczy. Poirytowany wymierzył mi policzek, który na jego nieszczęście spotkał się z powietrzem. Złapałem go za rękę i wykręciłem ją, zmuszając go do odwrócenia się. No, no. Tyłek też ma niezły. Kurwa. Nienawidzę siebie. Nogą podkosiłem go i wpatrywałem się w jego szarpiącą się sylwetkę.

- Gówno mnie obchodzi, że to twoje miejsce. Teraz jest moje i lepiej się z tym pogódź. - powiedziałem, puszczając go. Usiadłem z powrotem na krześle i ponownie powróciłem do swoich depresyjnych myśli, które szybko zostały przerwane dzwonkiem na lekcje.




    Do przerwy obiadowej praktycznie spałem na ławce, a nauczyciele nawet nie próbowali mnie budzić. Z jednej strony byłem im za to wdzięczny, ale z następnej już nie. Gdy tylko zadzwonił dzwonek wyszedłem z klasy, kierując się na najwyższe piętro, na którym znajdowała się kanapa tuż obok parapetu. Doskonale wiedziałem, że to nasze miejsce i tylko pierwszoroczni, którzy mnie nie znają, mogli się tam zapuścić. W sumie to gryzł mnie ten status bestii... no bo spójrzmy prawdzie w oczy - jestem lekko spedalony. Przeklinam tak naprawdę dużo tylko w myślach i zawsze się karcę, gdy powiem coś takiego na głos. Nie lubię się bić pomimo tego i tak robię to dosyć często. Dużo płaczę i lubię piec. Ogólnie jestem cholernie delikatny oraz jest mnóstwo rzeczy, których po prostu nie rozumiem.

    Westchnąłem ciężko, pokonując ostatni schodek. W naszym miejscu było dosyć głośno. W duchu cieszyłem się, że chłopaki tam byli - przynajmniej nie musiałem użerać się sam ze sobą.

- No siema. - powiedziałem, rozsiadając się na kanapie na co Baek posłał mi pogardliwe spojrzenie. Tao rzucił mi się na szyję, płacząc jak dziecko i wypytując się mnie gdzie byłem.

- Siema.- odpowiedzieli chórem. Każdy po kolei sprawdzał czy istnieje, a Kris zrobił rzecz, której obawiałem się najbardziej - podciągnął mi rękawy koszulki. Jego oczy powiększyły się sześciokrotnie, tak samo jak Tao, Laya i Baekhyuna. W sumie to łudziłem się, że to oleją, ale po tym jaką troskę okazywałem im przez całe życie, nie dadzą mi spokoju. Westchnąłem i zasłoniłem pokaleczone ręce. Na moje policzki wkradły się rumieńce wstydu, więc opuściłem głowę.

- Ej, Soo - zaczął Baekkie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. - Planowaliśmy zrobić sobie “piżama party“ z dwoma zgrzewkami piwa, meczem i durnymi grami w stylu Krisa. - zaśmiał się na co blondyn krzyknął jedynie “ej!”. Skinąłem głową i objąłem ramieniem wciąż płaczącego Tao, który biadolił, że to jego wina.

- Mogę wpaść. Kiedy, u kogo i co mam ze sobą wziąć - Lay prychnął i chwilę potem ujrzałem jego usta w dorodnym uśmiechu.

- Dobrze, że pytasz. - powiedział, otwierając swoje bento. - U mnie. Od piątku do niedzieli. Zrób ciastka. - zaśmiał się, a ja ucieszyłem się, czując, że w końcu na coś się przydam.

sobota, 28 grudnia 2013

{ Zapowiedź } Two faced.

Do Kyungsoo:
"Chciałem tylko kogoś kto mnie pokocha....
Dlaczego więc dostałem kogoś kto mnie niszczy?"

Kim Jongin:
"Nigdy nie dam tknąć Ci choćby palcem istoty, dla której poruszyłbym niebo i ziemię.
Obiawiaj się mnie, tak ja ON obawia się Ciebie, ty tępa gnido."

Byun Baekhyun:
"Czy zwracasz na mnie uwagę tylko dlatego, że z prezencji jestem bardziej dziewczęcy
niż wszystkie twoje byłe dziewczyny?"

Park Chanyeol:
"Nigdy mu nie powiem, że tamtego dnia się w nim zakochałem.
Mogę tylko jak Alicja z Krainy Czarów gonić za moim osobistym króliczkiem.
Teraz, na wieczność i na wieki wieków"

Huang ZiTao:
"Będę go kochał po cichu. Jest dobrze dopóki jest przy mnie.
Wytrzymam bycie jego młodszym braciszkiem...Wytrzymam"

Wu Yifan:
"Kiedy on przestanie mieszać w moim życiu?! 
Jak ja mu teraz powiem o moim wyjeździe do Chin...?"

Oh Sehun:
"Będę udawał głupiego dopóki mnie uczy. Dopóki ma powód, aby
tu przychodzić...."

Xiao Luhan:
"Ten dzieciak jest irytujący, ale no cóż. Miłość nie wybiera, prawda?"

Kim Jun Myeon:
" Związek nauczyciela i ucznia jest zakazany. 
Uratuję jego godność i się wycofam... 
Chociaż to tak cholernie boli..."

Kim Jongdae:
"Nie mogę go w to mieszać.
Zranię go i sprawię, aby mnie znienawidził.
Uratuję go przed tym."

Zhang Yi Xing:
"Od trzeciej klasy gimnazjum za tobą podążam.
Czy ty naprawdę myślisz, że odpuszczę?"

Kim Min Seok:
" Dlaczego jestem tak cholernie głupi?
Skoro on ... on... mnie nie chcę...
Ja skrzywdzę się i sprawię, że zobaczy..."

Kim Kibum:
"Ten dzieciak jest tu od zawsze. 
To nie moja wina, że dziwka zakochała się
w kliencie..."

Kim Jonghyun:
"Przecież nie powiem mu o tym, co zrobił mi ojciec.
On mnie odepchnie...
Jak wszyscy.
Pomocy!"


Lee Taemin:
"Dlaczego mam wybierać pomiędzy miłością, a rodziną?
Nigdy Ci tego nie wybaczę, ale za bardzo Cię kocham, żeby odejść"

Choi Minho:
"Mój mały świat... zniknął. Nie panuję nad sobą.
Powiedz mi gdzie jesteś?! Odpowiedz mi!!"

Lee Jinki:
"Nikt tak naprawdę nie wie, kto pociąga za sznurki.
Nawet ja tego nie wiem"

czwartek, 26 grudnia 2013

{ Ogłoszenie parafialne }

No tak w ogóle to przydałoby się przedstawić. Jestem Yumi ( mam konto na twitterze, moja twarz na ikonce XD) i mam lat 17. Jestem Exoticiem, Shawolsem i Blackjackiem. Kocham kpop i nie ważna jest dla mnie grupa. Nie widzę ograniczeń jeśli chodzi o fandomy, bo kocham swoich wszystkich idoli i nie potrafie ich hejtować lub oceniać negatywnie za byle gunwo jak sasaengi lub sezonowcy. Historia z serii koszmar jest oparta na faktach autentycznych z mojego życia, nie ważne jak bezsensownie to brzmi. Ta historia, nie ma statusu "porzucony" tylko czekam na atak depresyjny, aby napisać kolejne rodziały. Two faced ma już 4 rodziały, 3 są nie sprawdzone, ale niedługo będą. Uważam tę historię, za dosyć ciekawą, bo unikam oklepanych w 100% historii, które wydawałaby mi się nudne.

Co do ogłoszeń - poszukuję osoby, która zrobiłaby mi szablon z KaiSoo, jako, że jest to moje OTP, a samego Jongina nie zniosłabym na swoim blogu, bo to dostarczałoby mi zawału przynajmniej 100 razy na sekunde.

Życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!


wtorek, 24 grudnia 2013

{ ONESHOT } HunHan : Real Angel

Słodkie uniesienie anioła.
Ach, widzę twoje skrzydła.
Możesz uznać mnie za nienormalnego, jednakże za każdym razem gdy Cię widzę, moje serce przyśpiesza 6-ścio krotnie.
Za każdym razem, gdy widzę twoje plecy… widzę skrzydła.
Za każdym razem, gdy upadasz, ktoś Ci je podcina.
Za każdym razem, gdy wstajesz, one Ci odrastają.
To jest niesamowite… jesteś piękny, drobny, słodki, a zaraz męski. Przy tobie jestem jak wyprany w tanim proszku do prania.
Moja twarz oduczyła się okazywania emocji, bardzo dawno temu.
Więc dlaczego znów podajesz mi dłoń?
Lulu…
Nie ratuj, takiego nędznika jak ja, Aniele!
Przeze mnie odpadną Ci skrzydła…
Hannie…
Patrz na mnie, jestem tu.
Daję Ci tę róże i mówię cichutko…
,,Kocham Cię…”
A ty nie spodziewanie nadajesz mi barw, jaskrawych jak światło słoneczne.
Uśmiechasz się i przytulasz mnie.
Aniele, to nie tak miało być…
Powinieneś odrzucić takiego nieudacznika…
Lecz ty, zasłaniasz mi palcem usta i mówisz po prostu:

“Kocham Cię, Hunnie”
Szablon wykonany przez Shensheu